2010-03-24 | Samiha Shafy |
Ten lek naprawdę wybornie smakuje. I rzeczywiście pomaga na niestrawność i przeziębienie ? mówi z zachwytem 56-letni Johannes Mayer.
Równie zaskakujący jak jego działanie jest jego skład: nasączone octem nasiona kminku, marynowane w czerwonym winie daktyle, suszony korzeń imbiru i zielony pieprz; utłuc wszystkie składniki w moździerzu na kleistą masę, wymieszać z sodą oczyszczoną i miodem.
Sama nazwa medykamentu brzmi dziwacznie ? diaspolis. - Nie mamy pojęcia, co to może znaczyć. Najwidoczniej nazwa została błędnie skopiowana ? mówi Mayer, który zajmuje się historią medycyny.
Johannes Mayer jest uznanym ekspertem od średniowiecznej medycyny klasztornej. Naukowiec siedzi w pomieszczeniu zastawionym pękającymi w szwach regałami z książkami w Instytucie Historii Medycyny w Würzburgu. Na biurku leżą wierne kopie średniowiecznych rękopisów. Receptura o dziwacznej nazwie pochodzi z ?Farmakopei z Lorsch?. Jest to najstarszy zachowany kodeks apteczny powstały w 795 roku n.e. w benedyktyńskim opactwie Lorsch niedaleko Wormacji w środkowych Niemczech.
Przy pomocy farmaceutów, lekarzy, jednego filologa klasycznego i cystersa z tytułem doktora biologii Mayer próbuje usystematyzować wiedzę medyczną średniowiecznych mnichów i ocenić jej skuteczność. Zanim w Europie pojawiły się pierwsze uniwersytety, wiedza medyczna skupiała się przede wszystkim w klasztorach, których rezydenci należeli do wybrańców władających sztuką czytania i pisania. Nie było wtedy jeszcze szpitali, ale w klasztorach była zawsze osoba znająca się na leczeniu i izba chorych.
W żmudnym procesie naukowcy z Würzburga rozszyfrowują jakie rośliny, minerały i substancje zwierzęce zostały opisane w tekstach, jak były dozowane i jak łączone. Następnie sprawdzają ich skuteczność farmakologiczną.
Do tej pory Mayerowi i jego zespołowi udało się zidentyfikować prawie 600 roślin leczniczych, a około 120 dokładniej zbadać. Badania zostały sfinansowane w głównej mierze przez firmy farmaceutyczne, które wykorzystując tradycję spodziewają się nowych inspiracji dla rzekomo naturalnych leków.
Jednak jeśli chodzi o niektóre receptury, trudno im wróżyć jakikkolwiek sukces na rynku. Bowiem przy spuchniętej kostce ?Farmakopea z Lorsch? zaleca: ?Roztarta z olejem mysz polna złagodzi dolegliwości?.
Inne fragmenty podejrzanej treści można spotkać również w ?Macer floridus? ? innym podstawowym dziele medycznym. ?Kiedy ciężarna kobieta zaciągnie się zapachem zwiędniętego kwiatu, doprowadzi to do spędzenia płodu?, pisał pewien mnich porywającym łacińskim heksametrem, mając na myśli Arum, czyli roślinę zwaną obrazkami plamistymi. Podobny rezultat można osiągnąć, kiedy ?wsunie się do macicy rozgnieciony korzeń z szyszką?.
Mnisi, którzy dają rady, jak skutecznie dokonać aborcji? Dla Mayera nie brzmi to obco.
- Podejście kościoła katolickiego do aborcji zostało zdefiniowane dopiero w XIX wieku ? wyjaśnia Mayer. Wcześniej nie było to sprecyzowane. Poza tym klasztorni medycy musieli przecież wiedzieć, jak wydobyć obumarły płód z ciała kobiety. - Jak powszechnie wiadomo, trudno było jeszcze wtedy operować.
Metoda aborcji z użyciem szyszki mogła rzeczywiście zadziałać: - Arum jest przecież rośliną silnie trującą.
Jednak zabieg mógł być dla ciężarnej kobiety niebezpieczny. - W średniowieczu bardzo często używano trujących substancji. Klasztorni konsyliarze byli wprawdzie świadomi ryzyka i efektów ubocznych, ale często nie mieli żadnej lepszej alternatywy.
Według dzisiejszego stanu wiedzy zimowit jesienny skutecznie pomaga na dnę moczanową ? jednak podanie dawki większej o kilka miligramów może doprowadzić do śmierci. Żeby cała ilość trucizny nie trafiła od razu do krwiobiegu chorego, zapiekano malutkie porcje rośliny w ciasteczkach.
Niektóre receptury brzmią dość osobliwie, jednak po dokładniejszym zbadaniu okazują się mieć sens. ?Wrzody goleni? bogobojni truciciele smarowali mazidłem wykonanym z pleśni z sera, owczego obornika i miodu. - Nie przeprowadzimy na ten temat badań klinicznych, ale jest prawdopodobne, że z takiej mieszaniny mógł powstać antybiotyk ? śmieje się Mayer.
Naukowcy mogli zademonstrować, że duża część współczesnego ziołolecznictwa wywodzi się z medycyny klasztornej: aloes stosowano już w średniowieczu jako środek przeczyszczający, koper włoski lub kminek podawano na wzdęcia, chmiel jako środek nasenny, a dziurawiec na poprawienie nastroju.
Przy wysypkach stosowano pestki porzeczek ? mówi się, że mnisi nauczyli się tego od Arabów. - Z biegiem czasu stało się wiadomo, że pestki zawierają kwas gammalinolenowy, który skutecznie hamuje zapalenie ? twierdzi Mayer.
Także walerianie Arabowie przypisywali działanie wygaszające zapalenie. Dlatego w Europie zaczęto przepisywać ją również na choroby płuc i stosowano przy leczeniu ran.
- Tutaj jednak mnisi nie trafili ? mówi Mayer. Waleriana rosnąca dziś w Iranie zawiera wprawdzie substancje blokujące zapalenie, ale gatunki rosnące w Europie ? już nie.
Źródło: http://portalwiedzy.onet.pl/4869,11122,1605025,1,czasopisma.html